piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział I

Dochodziła szósta, gdy obudziło ją skomlenie psa. Suka, mieszaniec labradora z owczarkiem niemieckim, o uszach szpiczastych i wielkich jak u nietoperza, wskoczyła na łóżko i zaczęła lizać ją po twarzy. Niechętnie, ale otworzyła oczy. Mamrocząc coś niewyraźnie, rozejrzała się po sypialni zaspanym wzrokiem. Przez zaciągnięte rolety przebijały się promienie słońca, oświetlając niewielką sypialnię. Urządzona była skromnie, w stonowanych odcieniach beżu i oliwki. Nie posiadała prawie żadnych mebli oprócz, zdawałoby się, za dużego łóżka, umieszczonego w centralnej części pokoju oraz małego okrągłego stolika i fotela z wikliny. Wstała, narzucając na siebie frotowy szlafrok w zielone motyle. Wsuwając w białe kapcie stopy zawołała psa i powoli obie wyszły z pokoju.
- Vida, jedzenie! – to imię było idealne dla  tej przybłędy. Z hiszpańskiego oznacza „żywa” a niewiele brakowało, by było inaczej. Znalazła ją dokładnie rok temu. Wracając z pracy, postanowiła iść przez mały park. Idąc tamtędy można zaoszczędzić do trzydziestu minut czasu, co w jej przypadku było na wagę złota. Śpieszyła się, gdyż jej narzeczony miał jej coś ważnego do powiedzenia. Szła szybkim krokiem i jak zwykle ze słuchawkami w uszach. Mimo to usłyszała dziwne charczenie dobiegające zza krzaków dzikiej róży. Z ciekawości zajrzała i jej oczom ukazał się najbardziej drastyczny obraz jaki kiedykolwiek widziała. W kałuży krwi leżała młoda suka, najprawdopodobniej potrącona przez samochód. Każdy oddech sprawiał jej trudność, stąd to charczenie, a z nogi wystawała biała kość.