poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział II

Dopijając kawę myślała, jak dobrze się stało, że Dawid odszedł. Dopiero niedawno zaczęła patrzeć na to z innej perspektywy. Uświadomiła sobie, że za dużo poświęciła dla tego związku. Była kimś w rodzaju niewolnicy, która nie mogła mieć własnego zdania. Zawsze musiała się ze wszystkiego tłumaczyć, bo w innym wypadku była awantura. Wiedziała też, dlaczego ciągle podejrzewał ją o zdradę. Sam zdradził. W wielu przypadkach osoba która zdradza, dopatruje się zdrady u swojego partnera. Zupełnie jakby chciał oczyścić swoje sumienie, lub obwinić, że zdradził, bo został zdradzony.
- Głupia byłaś, mogłaś go zdradzić. Może byś nie cierpiała - powiedziała do siebie i od razu zaśmiała się szyderczo pod nosem, bo wiedziała, że nigdy nie posunęłaby się do takiego kroku. Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Nikogo się nie spodziewała, a znajomi zawsze uprzedzają przed wizytami, więc w dalszym ciągu siedziała przy małym kuchennym stoliku. Wtem rozległ się dzwonek. Vida, usłyszawszy go z balkonu, podbiegła szybko do drzwi i zaczęła szczekać. Kinga spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma. O tej porze, w sobotę, to już w ogóle nikogo się nie spodziewa. Odstawiła kubek do zlewu i podeszła do drzwi. Szczekanie Vidy zagłuszyło jej kroki.
- Tym lepiej - pomyślała - mogę  dyskretnie zobaczyć kogo diabli niosą.

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział I

Dochodziła szósta, gdy obudziło ją skomlenie psa. Suka, mieszaniec labradora z owczarkiem niemieckim, o uszach szpiczastych i wielkich jak u nietoperza, wskoczyła na łóżko i zaczęła lizać ją po twarzy. Niechętnie, ale otworzyła oczy. Mamrocząc coś niewyraźnie, rozejrzała się po sypialni zaspanym wzrokiem. Przez zaciągnięte rolety przebijały się promienie słońca, oświetlając niewielką sypialnię. Urządzona była skromnie, w stonowanych odcieniach beżu i oliwki. Nie posiadała prawie żadnych mebli oprócz, zdawałoby się, za dużego łóżka, umieszczonego w centralnej części pokoju oraz małego okrągłego stolika i fotela z wikliny. Wstała, narzucając na siebie frotowy szlafrok w zielone motyle. Wsuwając w białe kapcie stopy zawołała psa i powoli obie wyszły z pokoju.
- Vida, jedzenie! – to imię było idealne dla  tej przybłędy. Z hiszpańskiego oznacza „żywa” a niewiele brakowało, by było inaczej. Znalazła ją dokładnie rok temu. Wracając z pracy, postanowiła iść przez mały park. Idąc tamtędy można zaoszczędzić do trzydziestu minut czasu, co w jej przypadku było na wagę złota. Śpieszyła się, gdyż jej narzeczony miał jej coś ważnego do powiedzenia. Szła szybkim krokiem i jak zwykle ze słuchawkami w uszach. Mimo to usłyszała dziwne charczenie dobiegające zza krzaków dzikiej róży. Z ciekawości zajrzała i jej oczom ukazał się najbardziej drastyczny obraz jaki kiedykolwiek widziała. W kałuży krwi leżała młoda suka, najprawdopodobniej potrącona przez samochód. Każdy oddech sprawiał jej trudność, stąd to charczenie, a z nogi wystawała biała kość.